Podczas Festiwalu „Ślimakowe Rytmy” Grzegorz Płonka podbił serca jury i publiczności, grając sonatę Księżycową Beethovena. Jednak nie tylko wykonanie tego utworu, lecz także historia chłopca poruszyły wszystkich. Grzegorz urodził się z głębokim niedosłuchem, jednak przez 14 lat nie zdiagnozowano u niego wady słuchu. Był postrzegany jako osoba autystyczna. Przez sześć lat uczył się w ośrodku dla osób z upośledzeniem umysłowym. Nie zauważono też, że ma talent do muzyki. Mimo to nauczył się grać na fortepianie. Komponuje nawet własne utwory. O przeszkodach, jakie musiał pokonać, aby uczyć się muzyki, napisał w swoich wspomnieniach.
Będąc małym chłopcem, zacząłem bawić się dźwiękami fortepianu. Uderzałem w klawisze i próbowałem układać melodię. Przekonałem się, że mam słuch muzyczny, bo rozpoznawałem fałszywe, nieprzyjemne zestawienia dźwięków oraz takie, które były bardzo miłe. Sam poznawałem zasady „ładnych brzmień”. Coraz bardziej lubiłem grać.
Kiedyś dostałem kasety z muzyką klasyczną. Były to utwory Beethovena. Ciągle ich słuchałem. Po prostu pokochałem muzykę tego kompozytora. Teraz słucham również innej muzyki. Beethovena kocham jednak najbardziej. Dużo pracowałem, aby nauczyć się wykonywania jego sonat. Spróbuję opowiedzieć, ile wyrzeczeń mnie to kosztowało. I jakie przeszkody napotykałem, ucząc się muzyki.
Kiedy miałem siedem lat, zacząłem chodzić do przedszkola w ośrodku dla osób z upośledzeniem umysłowym. Pamiętam, że trochę mi się w nim nudziło. Były tam upośledzone dzieci. Bawiły się klockami i oglądały bajki w telewizji. Ja byłem sprawniejszy i wydaje mi się, że miałem lepszą pamięć (większe możliwości umysłowe).
Więcej w wydaniu wrzesień/październik 5/145/2015
https://sklep.inz.waw.pl/nadwrazliwosc-sluchowa-u-dzieci-slysze-nr-wrzesienpazdziernik-51452015/