Zakład Audiologii Eksperymentalnej wdraża nowatorską terapię szumów usznych za pomocą neurofeedbacku. Pan Zbigniew i Pani Maria to pierwsi w Polsce pacjenci, którzy skorzystali z tej metody. Teraz polecają ją innym.
Aneta Olkowska
Zbigniew ma szumy uszne od 8 lat. Jego problemy zaczęły się od częściowego zaniku pamięci. Lekarze podejrzewali udar, ale badania tego nie potwierdziły. Po pobycie w szpitalu – prawdopodobnie na skutek niepożądanego działania jakiegoś leku lub niedotlenienia obszaru mózgu – w głowie pojawił się głośny dźwięk. Pół roku później Zbigniew trafił do Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu. Okazało się, że szumy, które tak bardzo mu dokuczają, mają częstotliwość około 12 000 Hz (wyjątkowo wysoki pisk). Zbigniewa zakwalifikowano do TRT (ang. Tinnitus Retraining Therapy). To terapia, w której wykorzystuje się zjawisko habituacji. Polega ono na zaniku lub słabszej reakcji na bodziec, który jest wielokrotnie powtarzany. Mózg uczy się blokować na poziomie podkorowym sygnały związane z percepcją szumu usznego.
TRT jest standardowo stosowaną procedurą u pacjentów z szumami usznymi i w wielu przypadkach daje bardzo dobre wyniki. Zbigniewowi ona jednak nie pomogła. Nie powiodła się także próba innej popularnej terapii, polegającej na maskowania szumu generatorem. – To nie było dla mnie dobre rozwiązanie, bo dolegliwości, zamiast się zmniejszyć, jeszcze się nasiliły – mówi Zbigniew. Szum coraz bardziej komplikował jego życie. Utrudniał pracę w firmie informatycznej. – Z powodu nieznośnego pisku w głowie nie mogłem się skupić, popełniałem błędy. W końcu zostałem zwolniony. Byłem coraz bardziej nerwowy. Lekarze proponowali mi leki wyciszające, psychotropowe. Nie chciałem ich brać, bo wyczytałem, że u pacjentów z szumami powodują one odwrotny efekt – dodaje.
Maria zmaga się z szumami usznymi jeszcze dłużej niż Zbigniew – prawie 30 lat. Ma wprawdzie lekki niedosłuch (najprawdopodobniej pozostałość po przedawkowaniu silnych antybiotyków, które brała przy zapaleniu opon mózgowych), ale bardziej przeszkadza jej głośny świst. Kiedy pojawił się w jej głowie, lekarze niewiele wiedzieli o szumach usznych. – Dostałam skierowanie na konsultację do psychiatry, z diagnozą „słyszy głosy w głowie” – wspomina. Ten zalecił jedynie, by się nie stresować. Ale jak kobieta, która pracuje zawodowo, ma na głowie dom i dzieci, ma się nie stresować? Maria nauczyła się więc żyć z szumami i lekkim niedosłuchem. Dopiero teraz postanowiła poszukać pomocy.
Zbigniew i Maria nie mieli wielkiej nadziei na to, że coś im pomoże. Kiedy specjaliści z Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu zaproponowali im udział w innowacyjnym programie terapii szumów usznych za pomocą neurofeedbacku, zgodzili się, ale bez przekonania.
To nauka a nie magia
Sama metoda nie jest nowa. Od lat neurofeedback jest stosowany w terapii różnych zaburzeń ośrodkowego układu nerwowego. Wykorzystuje się w nim zjawisko biologicznego sprzężenia zwrotnego. Podczas sesji czujniki umieszczone na powierzchni głowy pacjenta rejestrują aktywność bioelektryczną mózgu (EEG). Z sygnału tego wyodrębnia się fale mózgowe o różnych częstotliwościach. Są to np. fale szybkie, beta o częstotliwości 13–30 Hz, wolniejsze fale alfa (8–13 Hz) i fale theta (4– 8 Hz) oraz najwolniejsze fale delta, mieszczące się w zakresie 0,5–4 Hz. Naukowcy udowodnili, że proporcje fal w sygnale EEG zmieniają się wraz ze stanem mentalnym (trybem pracy mózgu). Gdy śpimy lub jesteśmy głęboko zrelaksowani, w EEG więcej jest fal wolnych – delta i alfa, natomiast gdy się koncentrujemy, rozwiązujemy jakieś zadania umysłowe, zaczynają dominować fale beta. W zależności od różnych czynników zmieniają nie tylko proporcje fal, lecz także ich rozkład przestrzenny na powierzchni głowy. Rozkład ten jest inny w różnych stanach chorobowych. Na przykład u osób z ADHD obserwuje się zwiększoną ekspresję fal theta, a u osób cierpiących na depresję rejestruje się znacznie więcej fal alfa, zwłaszcza w lewej okolicy czołowej. Dzięki terapii neurofeedback pacjent może nauczyć się korygować te nieprawidłowości i normalizować pracę mózgu.
– Podczas sesji neurofeedbacku informacje o poziomie fal mózgowych są prezentowane pacjentom w atrakcyjnej formie audiowizualnej, przeważnie w postaci gry komputerowej – mówi dr Rafał Milner, który w Zakładzie Audiologii Eksperymentalnej odpowiada za wdrożenie tej metody. Trenujący pacjent, wchodząc w określony stan mentalny, zmienia przebieg tej gry niejako siłą woli – skupiając się np. na ruchu piłki. Jeśli piłka zaczyna się toczyć, oznacza to, że dany parametr związany z pracą mózgu osiągnął właściwy poziom. Jeśli się zatrzymuje, pacjent podejmuje wysiłek mentalny (zmienia aktywność mózgu), aby ją ponownie poruszyć. Ten wysiłek popłaca – jego efektem jest normalizacja pracy mózgu. Skutek nie jest jednak natychmiastowy – pacjentom nie od razu udaje się mentalnie wpływać na ruch piłki. Podczas kolejnych prób zadanie staje się coraz łatwiejsze, a mózg uczy się prawidłowego funkcjonowania.
– Dla pacjentów sterowanie grą siłą woli jest nieco magiczne. Często pytają mnie, zwłaszcza na początku treningów, co dokładnie mają robić, żeby osiągać dobre wyniki – mówi Małgorzata Ganc z Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu, która prowadzi sesje neurofeedbacku. Niestety, nie ma ona prostych przepisów i jednoznacznych wskazówek. Każdy pacjent wypracowuje własne techniki wchodzenia w odpowiedni tryb pracy swojego mózgu.
Zbigniew, który już wkrótce ukończy cały cykl treningowy, ma nietypowy sposób na stan relaksu. Przynosi na sesje brązowy karton, bo brąz – jak odkrył przypadkiem – zmniejsza dokuczliwe szumy. – Robiąc porządki w domu, natknąłem się na kolorowe nakrętki i zauważyłem, że pod wpływem barw coś się dzieje w mojej głowie – opowiada. – Zacząłem więc bawić się kolorami. Tak zauważyłem, że brąz, a także ciemny granat wyraźnie mnie wyciszają, uspokajają, a nawet zmniejszają szumy – mówi z przekonaniem. Widać to nawet podczas sesji neurofeedbacku. Wystarczy, że przeniosę wzrok na brązowy karton, a mózg emituje więcej fal alfa. Natomiast żółty, czerwony, kolory jaskrawe niekorzystnie zmieniają sygnał EEG, a szumy stają się bardziej dokuczliwe – dodaje.
Maria Obdułowicz, która jako druga pacjentka z szumami usznymi skorzystała z terapii neurofeedback, podczas relaksacji zamyka oczy i wyobraża sobie, że spaceruje nad morzem. Potem, kiedy je otwiera, może łatwiej i szybciej się skoncentrować.
Nowy trop w terapii szumów usznych
Maria i Zbigniew są zadowoleni, że poddali się terapii za pomocą neurofeedbacku. Skąd pomysł na jej zastosowanie właśnie u osób z szumami usznymi? – Śledzimy doniesienia naukowe i staramy się zapewnić naszym pacjentom dostęp do najnowszych standardów leczenia – mówi dr Milner. Kilka lat temu dr Natan Weisz z Uniwersytetu w Trento we Włoszech opublikował wyniki badań przeprowadzonych w tej grupie pacjentów. Wykrył, że – w porównaniu z osobami zdrowymi – mają oni dużo więcej fal delta, natomiast znacząco mniej fal alfa. Inny też był ich rozkład na powierzchni głowy. Porównując moc fal delta oraz alfa i ich wzajemną korelację z wynikami kwestionariusza wypełnianego przez pacjentów, w którym określany był stopień nasilenia szumów usznych, stwierdził, że prawa okolica skroniowa oraz lewa czołowa mogą być zaangażowane w generowanie szumu usznego. Obszar skroniowy byłby odpowiedzialny za charakter słyszanego dźwięku czy też jego głośność, natomiast lewy region czołowy za emocje związane z odczuwanymi dolegliwościami i koncentrowaną na nich uwagą.
Zespół dr. Weisza postanowił spróbować nauczyć pacjentów z szumem usznym modyfikować te nieprawidłowości. W 2007 r. opublikowano wyniki jego badań z udziałem 21 pacjentów z szumami usznymi, u których zastosowano trening neurofeedback wykorzystujący tzw. protokół alfa/delta. U osób, które zmodyfikowały czynność zarówno fal alfa, jak i delta – stwierdzono średnią redukcję głośności szumu o 71 proc. U pacjentów, którzy zmodyfikowali wyłącznie czynność alfa lub czynność delta, redukcja ta wynosiła odpowiednio 24 lub 36 proc. Efekt wypracowany w trakcie treningów utrzymywał się 6 miesięcy po zakończeniu terapii.
– Te doświadczenia zainspirowały nas do poszukiwania własnych metod leczenia pacjentów z szumami – mówi dr Milner. Zainteresowałem się możliwością wykorzystania w terapii neurofeedback sprzężenia zwrotnego tzw. wolnych potencjałów korowych (SCP). Są to bardzo wolne odchylenia w sygnale EEG, trwające nawet kilka sekund. Z wcześniejszych badań wynikało, iż SPC mają związek ze zmianami pobudliwości kory mózgowej. Ujemne wolne potencjały korowe związane są z obniżeniem progu pobudliwości neuronów (nasilenie aktywności mózgu), dodatnie z jego podwyższeniem (hamowanie aktywności neuronów opracowujących różne informacje). Stworzyliśmy w Instytucie protokół nowatorskiej terapii z wykorzystaniem neurofeedbacku, podczas której uczymy pacjentów wprowadzania mózgu w stan, który jest związany z generacją dodatnich wolnych potencjałów korowych – mówi dr Milner. Umiejętność ich generowania może zmniejszyć u pacjentów dolegliwości związane z odczuwaniem szumów usznych.
Na to wskazują różne hipotezy. Według niektórych z nich szumy uszne to efekt reakcji komórek kory słuchowej na uszkodzenia w uchu wewnętrznym. Broniąc się przed zmniejszaniem ilości dopływających do nich informacji, robią się zbyt pobudliwe, stąd wrażenie szumu usznego. Wydaje się zatem, że wzmocnienie u pacjenta mechanizmów hamowania w korze mózgowej – poprzez naukę generowania dodatnich SCP – może zmniejszyć lub całkowicie wytłumić nadmierną aktywność w mózgu związaną z szumem – tłumaczy dr Milner.
To naprawdę skutkuje!
Na początku zarówno Zbigniew, jak i Maria mieli sceptyczne podejście do terapii. – Nie rozumiem tego, ale będę słuchał specjalistów – powiedział sobie Zbigniew. – Przyjeżdżałam do Kajetan bez większego przekonania – przyznaje Maria. Postanowiła jednak spróbować neurofeedbacku, bo wydawało się jej, że szum dodatkowo utrudnia jej słyszenie i rozumienie mowy. Obydwoje zgodnie twierdzą, że początki terapii nie były łatwe. – Pierwsze sesje bardzo mnie męczyły, po powrocie do domu spałam kilka godzin – mówi Maria. – Nie wiedziałem, jak ważny w tych ćwiczeniach jest oddech. Przez tydzień uczyłem się oddychać przeponą brzuszną – wspomina Zbigniew. – Dopiero w 4–5 tygodniu zrozumiałem, o co w tym chodzi. Zacząłem uczyć się kontrolowania pracy swojego mózgu i szybkiego przechodzenia na przemian ze stanu koncentracji w stan relaksu.
W trakcie ćwiczeń – tłumaczy dr Milner – pacjent uczy się przede wszystkim generowania dodatnich wolnych potencjałów korowych. Trenuje jednak zarówno te dodatnie, jak i ujemne, gdyż utrzymywanie stale jednego stanu mentalnego związanego z dodatnim SCP nie jest możliwe. Gdy nasz podopieczny nauczy się generować wolne odchylenia o przeciwnych znakach, w kolejnych fazach treningu zmieniamy proporcje poszczególnych prób, aby zwiększyć hamowanie korowe. Takich prób z hamowaniem (z dodatnimi potencjałami) jest dwa razy więcej niż prób aktywacji.
– Po ćwiczeniach szum nie zniknął, nie zmieniła się też jego częstotliwość – stwierdza Zbigniew. – Potrafię jednak o 20-30 proc. zmniejszyć jego odczuwanie. Zwracam na niego po prostu mniejszą uwagę. Ważne jest też to, że w każdym miejscu i w krótkim czasie potrafię zrelaksować się, odprężyć, świadomie sterować stanem napięcia mięśniowego.
– Po trzech miesiącach poczułam, jakby ktoś mi odetkał prawe ucho – stwierdza Maria. Szum przemieścił się na lewą stronę. Jakoś inaczej go teraz słyszę. Jest cichszy, bardziej stonowany, mniej piskliwy. Już mnie tak nie rozprasza, nie absorbuje uwagi. Łatwiej zasypiam. Czuję się wewnętrznie wyciszona. Mam też wrażenie, że lepiej słyszę. W każdym razie nie nastawiam już tak głośno telewizora – mówi z uśmiechem.
– Trzeba mieć świadomość, że neurofeedback nie jest remedium na każde zło – podsumowuje dr Milner. Wyniki naszych pacjentów, którzy jako pierwsi kończą cykl treningowy, są jednak bardzo obiecujące. O szumach usznych wiemy jeszcze stosunkowo niewiele, stąd też trudności z ich leczeniem. Jestem jednak przekonany, że neurofeedback dla wielu pacjentów może być jedną z bardziej skutecznych metod terapii.
W Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu terapia neurofeedback realizowana jest w ramach grantu badawczego Narodowego Centrum Nauki nr 2011/03/D/NZ4/02431.
Artykuł pochodzi z wydania listopad/grudzień 2013 (6/134/2013)
https://sklep.inz.waw.pl/w-numerze-61342013-listopadgrudzien/