Tylko ty sam sobie poradzisz, ale nie poradzisz sobie sam. Te słowa niemieckiego terapeuty Michaela Lucasa Moellera stały się mottem osób, które zmagają się z szumami usznymi. To dolegliwość, której przyczyny nie są dokładnie rozpoznane. Nie ma też jednego, skutecznego sposobu leczenia. Specjaliści, psychologowie mogą najczęściej pomóc pacjentowi jedynie w ograniczonym zakresie. Dlatego w przypadku tej choroby – o czym pisaliśmy w Słyszę nr 1/2015 – tak ważne jest wsparcie i rady innych pacjentów. Jednym z nich jest Pan Andrzej Kostkiewicz (w wieku 60+, wykształcenie wyższe techniczne), który po kilku latach dolegliwości nauczył radzić sobie z szumami usznymi. Swoimi doświadczeniami oraz refleksjami dzieli się z Państwem na łamach „Słyszę”.
Postanowiłem opowiedzieć o swoich problemach z szumami w nadziei, że moje doświadczenia choć w części pomogą tym pacjentom, którzy mają kłopoty podobne jak ja. Jestem człowiekiem głęboko wierzącym – z chrześcijańskiego punktu widzenia taka pomoc to wyraz miłości bliźniego. Pragnę to podkreślić, gdyż właśnie moja wiara bardzo pomogła mi kilkanaście lat temu odnaleźć się w trudnej sytuacji, kiedy pojawiły się u mnie szumy. Na początku miały charakter wysokotonowy – to był dość intensywny, jednostajny gwizd. Ten dźwięk, który nieustannie słyszałem w głowie, przeszkadzał mi w codziennych zajęciach (a był to dla mnie okres bardzo wytężonej pracy i to takiej, która wymagała silnej koncentracji). Szczególnie dokuczliwy był jednak w czasie ciszy nocnej.
Lekarze laryngolodzy nie potrafili mi pomóc. Przyznali, że leków, które stosuje się przy tej dolegliwości, jest około 40. Wypróbowałem kilka z nich. Niestety, lekarstwa stosowane cierpliwie przez kilka tygodni nie dawały pozytywnych efektów. Niektóre miały za to nieprzyjemne skutki uboczne. Jeden z nich powodował na przykład nieprzyjemne uczucie, które nazywałem „falowaniem bębenków”. Kiedy kładłem się na macie do ćwiczeń gimnastycznych (ćwiczyłem codziennie około 30 minut), po kilku minutach w uchu pojawiał się głośny dźwięk przypominający trzepotanie. Natychmiast odstawiłem więc to lekarstwo.
Przez kilka miesięcy nic się nie zmieniało. W uszach nieustannie słyszałem głośny, dokuczliwy szum. Aż do pewnej sierpniowej niedzieli. Wtedy to, by odpocząć od pracy, postanowiłem „wyrwać się” na żagle. Żeglowanie to moja pasja. Pływałem przez cały dzień, koncentrując się na tym, co trzeba robić na pokładzie jachtu. Dopiero po zacumowaniu w porcie znalazłem chwilę, by odetchnąć. Wtedy uświadomiłem sobie, że moje szumy wyraźnie się zmniejszyły. Oceniłem, że o jakieś 30 procent! To był pierwszy sygnał, że może być lepiej. Nabrałem nadziei, że sam mogę zrobić coś, co zmniejszy dolegliwości. Zmieniło się moje myślenie o szumach i zacząłem działać!
W ciągu kilku lat wypracowałem własne metody radzenia sobie z szumami. Obserwując siebie oraz analizując nasilenie szumów, doszedłem do wniosku, że dokuczliwość związanych z nimi dolegliwości zmienia się zależnie od poziomu stresu, ogólnego zmęczenia, jakości snu oraz, a może przede wszystkim, mojego psychicznego nastawienia do szumów. Oto moje przemyślenia i sposoby, dzięki którym zapanowałem nad szumami usznymi.
Więcej w wydaniu maj/czerwiec 3/143/2015
https://sklep.inz.waw.pl/jak-spiewac-zdrowo-profesjonalna-opieka-nad-glosem-artystow-slysze-nr-majczerwiec-31432015/