Przejdź do treści

Dobry słuch do stu lat – pionierska operacja w Kajetanach

  • przez Lukasz Dunikowski
Prof. Henryk Skarżyński: Podczas operacji ręka nie mogła mi zadrżeć. Jeden mniej uważny ruch mógłby zmniejszyć szanse pacjenta na dobre słyszenie.

Prof. Henryk Skarżyński: Polscy pacjenci mają dostęp do najnowszych technologii medycznych jako pierwsi albo jedni z pierwszych w świecie

Prof. Henryk Skarżyński: Polscy pacjenci mają dostęp do najnowszych technologii medycznych jako pierwsi albo jedni z pierwszych w świecie

Wszczepienie implantu Cochlear MET to już czwarta pionierska operacja, którą prof. Henryk Skarżyński wykonał po otwarciu Światowego Centrum Słuchu w 2012 roku. Z tej okazji w Centrum Prasowym PAP odbyła się konferencja, podczas której dziennikarze dzięki transmisji on-line mogli „na żywo” obserwować każdy ruch ręki otochirurga. O wyzwaniu, jakim było wszczepienie nowego implantu, z prof. Henrykiem Skarżyńskim rozmawiamy w „Słyszę”.

SŁYSZĘ: Cztery pionierskie operacje w dwa lata to z pewnością wynik, którym można pochwalić się w środowisku naukowym. Ale co to oznacza dla pacjentów?
PROF. HENRYK SKARŻYŃSKI: Tworząc Światowe Centrum Słuchu, chciałem, aby jego działalność kliniczna dała niespotykane dotychczas korzyści polskim pacjentom. By mieli oni dostęp – często jako pierwsi w Europie lub w świecie – do najnowszych i najbardziej zaawansowanych technologii medycznych. I to się udało. Światowe Centrum Słuchu nie jest „światowe” tylko z nazwy. To obecnie ośrodek, w którym jako pierwszym w Polsce i pierwszym lub jednym z pierwszych na świecie wykonuje się wiele innowacyjnych procedur w zakresie otochirurgii, rehabilitacji, diagnostyki. Dodatkową satysfakcję czerpiemy z tego, że pionierskie zabiegi możemy prezentować za pośrednictwem mediów. To prosty przekaz dla osób z zaburzeniami słuchu: rosną nasze możliwości technologiczne oraz umiejętności. Ażeby być wiarygodnym dla pacjentów, trzeba dziś wykonywać zarówno łatwe, jak i bardzo trudne zabiegi. Łatwe po to, by młodzi lekarze mogli się uczyć, a trudne, by nadawać tempo rozwojowi naukowemu i medycznemu. Tak właśnie staramy się postępować.

S.: Dlaczego tym razem postanowił Pan wszczepić implant dedykowany seniorom?
H.S.: Dlatego, że trzy czwarte osób w tej grupie wiekowej ma jakieś problemy ze słuchem. Przeważnie są one związane z zaburzeniem odbioru dźwięków z zakresu wysokich częstotliwości. W efekcie tacy pacjenci nie rozumieją w pełni mowy. Podczas konsultacji skarżą się: „słyszę, ale nie rozumiem!”. Jeśli część głosek wysokich „ucieka” ze słowa czy ze zdania, to rzeczywiście stają się one niezrozumiałe. Trudno wtedy słuchać radia czy swobodnie rozmawiać. Niedosłyszący seniorzy zaczynają więc wycofywać się, ograniczają kontakty, rezygnują ze swoich pasji, nawet zawodu. Nierzadko stają się ciężarem dla rodziny, otoczenia. Naszym obowiązkiem jest wyjść im naprzeciw. Zwłaszcza że – jak wynika z danych demograficznych – w najbliższych latach odsetek seniorów w naszym społeczeństwie będzie się zwiększał. Co istotne, coraz więcej osób będzie osiągało wiek 80–100 lat. Musimy zadbać o to, aby także ta najstarsza grupa pozostała zdrowa, sprawna i aktywna.

S.: Części osób w wieku senioralnym wystarczą aparaty słuchowe. Jak wielu z nich będzie potrzebowało implantu?
H.S.: Rzeczywiście części seniorów aparat słuchowy zapewnia wystarczająco dobre słyszenie. Niektórym pacjentom pomagają operacje rekonstrukcyjne ucha środkowego. Jest jednak grupa osób w wieku senioralnym, w przypadku której te klasyczne rozwiązania nie dają dobrego efektu. Jeszcze do niedawna tacy pacjenci nie mieli szans na skuteczne leczenie. Teraz mają dostęp do najnowszej technologii, która jest obecnie wdrażana dopiero w kilku krajach na świecie. Jak wielu pacjentów kwalifikuje się do takiego leczenia, trudno na razie oszacować. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę, że odsetek osób w wieku senioralnym rośnie, to można spodziewać się, że pacjentów wymagających implantowania, w tym przy użyciu najnowszego urządzenia typu MET, też będzie coraz więcej.

Prof. Henryk Skarżyński: Podczas operacji ręka nie mogła mi zadrżeć. Jeden mniej uważny ruch mógłby zmniejszyć szanse pacjenta na dobre słyszenie.

Prof. Henryk Skarżyński: Podczas operacji ręka nie mogła mi zadrżeć. Jeden mniej uważny ruch mógłby zmniejszyć szanse pacjenta na dobre słyszenie.

S.: Implanty nie są tanim sposobem leczenia. Czy Cochlear MET będzie dostępny dla wszystkich, którzy go potrzebują?
H.S.: Przeprowadziłem kilkanaście pionierskich operacji i do tej pory nie zdarzyło się, aby coś, co zostało pokazane, nie było dostępne dla pacjentów. Wszystkie te techniki są rozwijane w ramach tych możliwości finansowych, które mamy. Działamy tak, aby pacjenci, którzy czekają w kolejce na operacje poprawiające słuch, mogli skorzystać z tego, co dla nich najlepsze. Jeśli zatem przeprowadziłem pionierską operację polegającą na wszczepieniu implantu ucha środkowego Cochlear MET, to znaczy, że będziemy go upowszechniać w leczeniu.

S.: Niektórym pacjentom trudno zdecydować się na wszczepienie implantu. Obawiają się ryzyka powikłań, z jakim wiąże się każda operacja. Jednocześnie nie są pewni efektów zabiegu. Jak można więc oszacować ryzyko i przewidzieć wyniki leczenia?
H.S.: W wielomilionowej grupie seniorów z problemami słuchu są pacjenci, którzy mogą korzystać z różnych tradycyjnych rozwiązań, np. aparatów słuchowych. Dopiero gdy nie dają one wystarczająco dobrej poprawy słuchu, zaczynamy myśleć o wszczepieniu implantu. Operacja to efekt wspólnej decyzji pacjenta i specjalistów ze Światowego Centrum Słuchu. Obie strony muszą być przekonane do tego rozwiązania. Przy podejmowaniu decyzji o implantowaniu specjaliści kierują się wynikami badań, ale i pacjent nie podejmuje jej „w ciemno”. Wykonujemy symulacje, dzięki którym ma on szanse dowiedzieć się, na co może liczyć po operacji.
Pierwszy pacjent, któremu wszczepiłem implant Cochlear MET, też miał za sobą taką symulację. Przystępując do operacji, wiedzieliśmy zatem, jakiego efektu można spodziewać się po zabiegu. Badania i specjalistyczne testy wskazywały, że ten efekt będzie bardzo dobry – pacjent, który miał poważne kłopoty z komunikacją, będzie w stu procentach rozumiał mowę.
Oczywiście, operacji zawsze towarzyszy stres i obawa, że zdarzy się coś nieprzewidywanego. Każde ucho jest przecież nieco inne. Od warunków anatomicznych zależy między innymi, na ile szybko i sprawnie można wykonać zabieg. Jeśli jednak mowa o ryzyku, to chciałbym podkreślić, że podczas wszczepiania urządzeń tego typu – a operacje te przeprowadzamy od ponad 22 lat – nigdy nie zetknęliśmy się z sytuacją, w której zagrożone byłoby życie pacjenta. Zdarzały się tylko pojedyncze przypadki, w których wszczepione urządzenie przez jakiś czas dawało dobry efekt, a potem – na przykład z powodu pogarszającego się stanu komórek słuchowych – pacjent nie miał już z niego korzyści. Trzeba było wówczas zastosować inne rozwiązanie. Nie mieliśmy z tym jednak kłopotu. Nasi specjaliści od dawna biorą udział w projektach badawczych w kraju i na arenie międzynarodowej i potrafią dopasować optymalny dla każdego pacjenta sposób leczenia. Przy pogarszającym się stanie komórek zmysłowych można na przykład łączyć różnego rodzaju urządzenia wszczepialne tak, aby pacjent – mimo upływu czasu – mógł nadal słyszeć, rozumieć mowę i swobodnie komunikować się z otoczeniem.

S.: Wszczepienie nowego implantu ucha środkowego było wyjątkowo trudną operacją. W dodatku dziennikarze mogli ją obserwować on-line. Nie zadrżała Panu ręka?
H.S.: Rzeczywiście, wszczepienie implantu ucha środkowego typu MET to jedna z trudniejszych operacji. Jak byłem spięty wewnętrznie, tylko ja wiem. Ręka nie mogła mi jednak zadrżeć, bo przez jeden mniej uważny ruch zabieg mógłby nie przynieść tak dużej poprawy słyszenia, jakiej oczekuje pacjent. Trudna operacja, w dodatku obserwowana przez wiele osób, to rzeczywiście wyzwanie, które wymaga odwagi. Trzeba ją jednak w sobie wskrzesić, by pokazać innym, że można wykonać z sukcesem nowatorski zabieg. Oczywiście, o wiele łatwiej jest mówić o operacji już po jej wykonaniu, w chwili, gdy ma się pewność, że zabieg zakończył się powodzeniem. Ja jednak przyjąłem inną strategię – nowe zabiegi zawsze pokazujemy w chwili, gdy je wykonujemy. Pewnie, że jest to o wiele trudniejsze. Ale też bardziej odpowiedzialne! Stresujące, ale najbardziej wiarygodne!
Kiedy 22 lata temu zamierzałem przeprowadzić pierwszą w Polsce operację wszczepienia implantu ślimakowego osobie niesłyszącej, poinformowałem o tym media na tydzień przed zabiegiem, chociaż nie wiedziałem, jaki będzie efekt. Zaryzykowałem i to zostało docenione. Ogromne zainteresowanie pacjentów wskrzesiło w nas entuzjazm i zmobilizowało do pracy, dzięki czemu jesteśmy dziś ośrodkiem unikalnym w skali światowej.

S.: Operacje pokazowe to specjalność Pana Profesora. Ile ich Pan już przeprowadził?
H.S.: W Kajetanach wykonałem już kilkaset operacji pokazowych. Prawie 2 tysiące gości – lekarzy z całego świata, którzy przyjeżdżają do nas, by uczyć się otochirurgii – mogło „na żywo” obserwować wykonywane przeze mnie zabiegi. Pokazowe operacje przeprowadziłem też w wielu miejscach na świecie, m.in. w Bogocie, Manili, Hanowerze, Europie Wschodniej. Kosztowały mnie one wiele energii – operacja w obcym miejscu ze świadomością, że jeden niewłaściwy ruch może przekreślić szanse pacjenta na poprawę słyszenia, a czasem wręcz zniszczyć resztki naturalnego słuchu, to wielki stres. Tylko tym sposobem mogłem jednak udowodnić w środowisku naukowym, że proponowane przeze mnie rozwiązania w leczeniu niedosłuchu czy nowe techniki operacyjne dają dobre efekty. Decydowałem się na ten krok, choć operacje pokazowe zawsze wiązały się z ogromnym ryzykiem. Gdybym jednak go nie podjął, nie byłbym wiarygodny.


ROZMAWIAŁA: JOLANTA CHYŁKIEWICZ


Artykuł pochodzi z wydania wrzesień/październik 2014 (5/139/2014)
https://sklep.inz.waw.pl/profesor-henryk-skarzynski-wszczepia-nowy-implant-slysze-nr-wrzesienpazdziernik-51392014/