Słyszę: Jak po 25 latach wolności ocenia Pan stan polskiej kultury?
Waldemar Dąbrowski : Dziś możemy mówić o sukcesie kultury – polskie kino, teatr i opera przebijają się w świecie. W czołówce europejskich artystów jest tyle polskich nazwisk, ile jeszcze nigdy nie było. W ciągu minionego 25-lecia radykalnie zmniejszył się dystans, jaki wcześniej dzielił Polskę od tych krajów świata, które postrzegamy jako wiodące. Ale przemiany w obszarze kultury nie odbywały się bezboleśnie. W dawnym systemie teatry, galerie, kino były – poza kościołem – jedynym miejscem, w których padały słowa prawdy. Wkład ludzi kultury i sztuki w erozję muru berlińskiego był ogromny. Ale po jego obaleniu niełatwo było im odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
W pierwszej połowie lat 90. świat kultury przeżył szok – oto już nie artyści, nie filmowcy, a ludzie sukcesu gospodarczego i nowa klasa polityczna prowadzili debatę na ważne dla kraju i nas wszystkich tematy. W społeczeństwie zmieniły się oczekiwania wobec artystów. Polacy, którzy zaczęli koncentrować się na pracy, bardziej niż kultury potrzebowali rozrywki. W odpowiedzi na te potrzeby, np. teatry, które jeszcze do niedawna spierały się z Panem Bogiem i walczyły z żelazną kurtyną, zaczęły grać farsy i wodewile. W tamtym czasie nasza kultura stawała się podróbką kolorowego świata, do którego w poprzednim systemie nie mieliśmy dostępu. Na szczęście, nastąpił moment otrzeźwienia, autorefleksji. Dlatego dziś – podsumowując minione 25-lecie – możemy mówić o sukcesie polskiej kultury.
S.: Zapotrzebowanie na rozrywkę jest chyba wciąż większe niż na kulturę…
W.D.: Tak jest wszędzie na świecie. Oczekiwanie rozrywki od świata kultury jest zresztą w pełni uprawnione. Nie ma w tym nic złego, jednak pod warunkiem, że kultury nie sprowadza się wyłącznie do wymiaru pozbawionego refleksji. Jeśli tak jest, to znaczy, że mamy problem sami ze sobą. Sztuka jest przecież nieustanną rozmową o tym, jacy jesteśmy, kim chcemy być i do czego zdążamy. Dla mnie, jako ministra kultury, najważniejsze było zawsze to, jak Polacy rozwiną swoje kompetencje do uczestnictwa w kulturze. Człowiek ma głęboko zakorzenioną w naturze wrażliwość na piękno i sztukę. Trzeba ją jednak rozwijać. Jeśli się tego nie robi, zapotrzebowanie na kulturę kształtuje się na stosunkowo niskim poziomie. Stąd rzesze wielbicieli disco polo, seriali i różnych innych form rozrywki, które są bardzo odległe od tego, co rozumiem pod pojęciem dzieła sztuki, czyli aktu wynikającego z czystego talentu. Od komercji nie uciekniemy. Rzecz jednak w tym, aby państwo tworzyło przestrzeń do rozwoju prawdziwej kultury.
S.: Kultura może być produktem?
W.D.: Owszem, może…
S.: A czy mówienie o kulturze jako o produkcie nie jest obraźliwe?
W.D.: Absolutnie nie. Artysta poświęca swój talent i czas, aby stworzyć dzieło. Ma ono wartość, której nadaje się także wymiar finansowy. Pytanie, czy mechanizm, jakim jest komercja, nie sprowadza kultury wyłącznie do rangi producenta dóbr materialnych. Jeśli w wyniku aktu twórczego powstaje dzieło, które pobudza wrażliwość i intelekt albo, co więcej, zostaje w nas jako cząstka pragnień, to wtedy nie można już mówić wyłącznie o jego komercyjnym wymiarze. Niezwykle trudno jest jednak wytyczyć granice między komercją a sztuką. Czasem są one tożsame – dzieła wybitnych artystów miewają przecież wybitne ceny.
Więcej w wydaniu lipiec/sierpień 4/138/2014
https://sklep.inz.waw.pl/w-numerze-lipiecsierpien-41382014/
KUP TERAZ
http://www.ifps.org.pl/web/wydawnictwa/isklep.php